Archiwalna Strona 70 lat Miejskiej Biblioteki Publicznej - Aleksandra Andraszewicz - Lewandowska - Nieruchomości, działki, sprzedaż, imprezy Międzyzdroje

wstecz

strefa mieszkańca

strefa turysty

- Proszę opowiedzieć o sobie.

- Urodziłam się 13 maja 1975 w Świnoujściu. Całe życie mieszkam w Międzyzdrojach. Ukończyłam studia dzienne na Uniwersytecie im. M. Kopernika w Toruniu, wydział nauk historycznych. W związku z pracą w szkole skupiłam się na logopedii i w tej chwili zajmuję się głownie terapią dzieci z zaburzeniami mowy. Logopedią zajmuję się od 15 lat. Poza tym pracuję w bibliotece szkolnej, bo z tym nie mogę się rozstać.

- Jak to się stało, że została Pani dyrektorem biblioteki?

- Przez rok pracowałyśmy razem z p. Ewą Kaźmierczak. Objęłam to stanowisko w drodze konkursu. Przyznam, że nie liczyłam na wygraną, pamiętam liczną komisję i miłą atmosferę. Przedstawiłam strategię działania biblioteki i udało się. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie dla mnie.

- Proszę opowiedzieć o tym, jak wyglądała działalność biblioteki w tamtym czasie?

- Nie było łatwo. Organizowałyśmy spotkania z pisarzami, poetami, lekcje biblioteczne. Pamiętam jak uczniowie klas I - III byli zapisywani do biblioteki. Moj kontakt ze szkołą sprawił, że liczba czytelników powiększyła się. Biblioteka nie była zbyt popularna. Zapisywano się, aby wypożyczyć nowość literacką, był tylko jeden egzemplarz, który pani Ewa lub pani Anita wypatrzyły. Każdy z pracowników dużo wniósł od siebie w życie biblioteki. Praca w bibliotece to nie jest praca od – do, to jest mnóstwo zajęć poza godzinami pracy, trzeba to lubić. Bibliotekę tworzą ludzie. Bardzo dużo pomogły mi p. Ewa Kaźmierczak i p. Anita Cieślak, którą uważam za najlepszą w swojej dziedzinie. To, czym zajmowała się pani Anita było najtrudniejsze i wymagało ogromnej wiedzy, dokładności. Nikt tak nie kataloguje książek, nikt tak nie klasyfikuje ich jak ona. A jest to bardzo ważne zadanie. To wspaniała, twórcza kobieta. Uważam, że powinna szkolić młodych bibliotekarzy w województwie zachodniopomorskim, a nawet w całej Polsce, jest niewiele osób z taką wiedzą.
Miło wspominam Katarzynę Duszyńską, która bardzo szybko uczyła się od p. Anity, inteligentna i rzeczowa kobieta. Pracujemy razem do dziś i mamy dzieci w podobnym wieku. Kolejną wspaniała osobą była Edyta Romaszko, bardzo skrupulatna i precyzyjna kobieta. Finansami zajmowała się Iwona Agatowska, księgowa z wielkim sercem i stoickim spokojem. Bardzo miło wspominam Marię Kowalską, która wniosła dużo osobistego wkładu w życie biblioteki, kobieta do rany przyłóż. Byłato bardzo zgrana ekipa.
Pamiętam osoby, które były stałymi bywalcami biblioteki np. śp. Krystyna Dębiec, która przychodziła nie tylko wypożyczyć książki, ale na codzienne pogawędki. Wiele było takich osób. Prenumerowałyśmy wiele czasopism, ale pamiętam, że były momenty kiedy brakowało pieniędzy, wtedy p. Maria stała się sponsorem rocznej prenumeraty czasopisma ,,Cztery Kąty”, to był niesamowity gest. Teraz są owoce tych działań.

- Z jakimi trudnościami spotykała się Pani w codziennej pracy?

- Główny problem to brak pieniędzy, których nie wystarczało na podstawowe potrzeby i nikt tego nie rozumiał. Nie zapomnę również moich pierwszych wakacji w bibliotece, kiedy to nawiązałyśmy kontakt ze świetlicą socjoterapeutyczną.
W ramach tej współpracy dzieci spotykały się codziennie rano w czytelni, a potem miały zajęcia w terenie. Dziś przypominam sobie, jak duże było oburzenie, że w bibliotece dzieci przeszkadzają. Że jest ich za dużo. Dziś jest inaczej, lepiej.
Pamiętam kłopoty z ogrzewaniem. Mazakiem zaznaczałyśmy na piecu zużycie oleju. Bałyśmy się, że zabraknie nam środków na ten cel. Współpraca z urzędem była trudna. Źle było widziane proszenie o pieniądze na nowe książki, nawet na rachunki czy środki czystości. Zakup książek także podlegał rozliczeniu i uzasadnieniu, dlaczego akurat z tego działu, a nie z innego książka została zakupiona. Każdą butelkę środka czystości trzeba było rozliczyć, co miesiąc rozpisywałyśmy zużycie tych środków. Te wszystkie trudności zniechęcały do pracy. Nie tak to sobie wyobrażałam. Wróciłam do pracy w szkole po około 2 latach. Odeszłam, ponieważ potrzebowałam czegoś innego. Nie chciałam mieć tego rodzaju stresu. Praca z książkami była cudowna, ludzie wspaniali, ale pozostałe aspekty były dla mnie zbyt stresujące, kocham książki, ale nie tym kosztem. Po mnie przyszła Andżelika Gałecka, z ktorą znałyśmy się wcześniej. Cieszyłam się, że to ona obejmie po mnie stanowisko. Do dziś dużo rozmawiamy. Obecnej bibliotece potrzebny jest lokal, aby było bardziej przestrzennie, ten budynek nie spełnia norm biblioteki.

- Jaka jest Pani ukochana książka?

- Jest ich wiele. Jednak jakbym miała wybrać taką, która jest przy mnie zawsze to Nowy Testament. A druga, którą poleciła mi Anita Cieślak to książka o Afryce ,,Królowa deszczu” K. Scholes. Ja też poleciłam ją wielu osobom. Zawsze dużo czytałam, czasami wręcz pochłaniałam. Teraz z racji pracy i swoich dzieci jestem na bieżąco z literaturą dziecięcą.

- Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Joanna Ścigała

Archiwalna Strona