Archiwalna Strona 70 lat Miejskiej Biblioteki Publicznej - Urszula Jakuczun - Nieruchomości, działki, sprzedaż, imprezy Międzyzdroje

wstecz

strefa mieszkańca

strefa turysty

Poniżej rozmowa z Urszulą Jakuczun

- Proszę opowiedzieć o sobie.

- Urodziłam się w Bydgoszczy w 1946 roku. W grudniu 1972 r., kiedy przejmowałam Bibliotekę Miejską od p. Łucji Tarnawskiej, miałam 26 lat, ukończone studia na Wydziale Leśnym Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu, za sobą staż i rok pracy w Wolińskim Parku Narodowym, który w tamtym czasie nie miał do zaproponowania etatu zgodnego z moimi zainteresowaniami. W oczekiwaniu opracowywałam zbiory biblioteki naukowej Parku. Po pracy często szłam do Biblioteki Miejskiej po lekturę dla siebie i 2-letniego synka. Z zainteresowaniem uczestniczyłam w życiu biblioteki, która była miejscem kulturotwórczym miasta, na dodatek była nowa i wyróżniała się ciekawą architekturą. Pani Łucja zamierzała wyprowadzić się z Międzyzdrojów i szukała osoby, której mogłaby przekazać swoją ukochaną placówkę. Pamiętam Jej wywód o urokach pracy w bibliotece, a także argumenty, dlaczego powinnam zająć się tą pracą. W wypożyczalni od wielu lat pracowała z wielkim zaangażowaniem p. Teresa Rzadkowolska, jednak dopiero uzupełniała wykształcenie.

- W jakich latach pełniła Pani funkcję Dyrektora Biblioteki?

- W Bibliotece pracowałam łącznie ok. 13 lat, w tym kierowałam nią ok. 9 lat (1972-77 oraz 1985-89). W mojej ocenie, były to dobre lata w działalności placówki, co można różnie mierzyć, ale jeżeli czytelnicy, instruktorzy merytoryczni, kolejni zwierzchnicy to potwierdzali, to widocznie nie było najgorzej, zarówno w okresie, gdy istnieliśmy jako Filia nr 5 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Świnoujściu, jak również gdy od 1984r. byliśmy znów Biblioteką Miejską. W 1977 r. przekazałam Bibliotekę p. Teresie i przeszłam do pracy w WPN, w którym starałam się zaawansować pracę doktorską. Tuż przed jej obroną, a kilka dni po ogłoszeniu stanu wojennego, Ministerstwo zredukowało mój etat za aktywność w NSZZ „Solidarność” (byłam przewodniczącą Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w WPN i członkiem Komisji Krajowej Pracowników Leśnictwa i Parków Narodowych). Nie miałam szans na zatrudnienie zarówno w zawodzie, jak i gdziekolwiek, bo władze polityczne przyznały mi najwyższy stopień zagrożenia działalnością opozycyjną. Mimo tego Dyrektor Biblioteki w Świnoujściu, ze względu na dotychczasową bardzo dobrą pracę, zatrudnił mnie w czytelni w Filii nr 5 w Międzyzdrojach, nie przejmując się moim „wilczym biletem”. Na stanowisku bibliotekarza przepracowałam do lutego 1985r. Kierownikiem biblioteki była w tym czasie nadal p. Teresa Rzadkowolska-Barszcz. W lutym 1985r. Naczelnik Miasta Międzyzdroje zaproponował mi stanowisko Dyrektora, które sprawowałam do września 1989r. We wrześniu 1998r. ponownie zrezygnowałam z dyrektorowania, gdyż coraz więcej mojego czasu pochłaniało prowadzenie Komitetu Obywatelskiego wraz ze śp. p. Alicją Szach, liczne działania związane z przygotowaniem społeczności lokalnej do wolnych, demokratycznych wyborów samorządowych oraz planem uczestniczenia w strukturach samorządowych. Bibliotekę zdałam p. Ewie Kaźmierczak. Jeszcze przez rok byłam pracownikiem biblioteki, aż do powołania mnie przez Radę Miejską I kadencji na stanowisko Sekretarza Miasta, we wrześniu 1990 r. Miałam i mam wiele pasji, na dodatek wiatr historii podsuwał nowe wyzwania, które nie pozwalały mi pozostać w miejscu ustabilizowanym, działającym w sprawdzonych strukturach organizacyjnych. W bibliotece było bezpiecznie, był urok miejsca, znany księgozbiór, twórcza atmosfera, mili czytelnicy, odwiedziny nietuzinkowych osób. Jednak rezygnowałam z tej bezpiecznej i prestiżowej kierowniczej funkcji i przeniosłam się na nieznane pole minowe.

- Proszę opowiedzieć o tym, jak wyglądała działalność biblioteki w tamtym czasie?

- Niezależnie, czy była to Filia nr 5, czy Biblioteka Miejska, podstawowa praca bibliotekarza nie różniła się znacząco, co więcej nadal jest to ta sama praca, tylko dziś usprawniona przez komputeryzację. Zakupy i opracowanie nowych książek, obsługa czytelników w wypożyczalni, czytelni. Z udziałem pracownika czytelni (o ile był zatrudniony) organizowałam różne imprezy czytelnicze, w tym najwięcej dla młodych czytelników. Prowadziłam wraz z p. Teresą lekcje biblioteczne dla poszczególnych klas szkoły podstawowej. Przygotowałam z dziećmi bardzo udaną inscenizację „Kopciuszka”. Spotkania z pisarzami nie należały do licznych, bo budżet na ten cel wystarczał wówczas na 1-2 spotkania w roku. Organizowałam konkursy wiedzy o regionie. Popularnością cieszył się też konkurs wiedzy o Mikołaju Koperniku, opracowany przez Bibliotekę w Świnoujściu, gdyż zwycięzcy otrzymywali atrakcyjne nagrody. Zorganizowałam Mini-Galerię na ścianach czytelni i na werandzie Aurory, naprzeciw molo. Pani Hanna Boguszewska, jako pracownik czytelni, zaangażowała się w organizację pierwszej wystawy dzieł Eryka von Zedtwitz Moim sukcesem była wystawa grafik i akwareli prof. Wiesława Śniadeckiego, które następnie zostały wydane w dwóch tekach: „Międzyzdroje” i „Woliński Park Narodowy”. Kontynuacją były wystawy zdjęć przyrody regionu, przy współpracy z WPN. Prezentowaliśmy też obrazy o tematyce marynistycznej, dzieła twórców lokalnych i wiele innych. Zawsze był uroczysty wernisaż, często z udziałem chóru. Inspirowałam i prowadziłam spotkania z grupami czytelników, dotyczące trendów literackich, spraw społecznych, politycznych, regionalnych. Od Ministra Kultury i Sztuki prof. Aleksandra Krawczuka otrzymałam laurkę i medal „Zasłużony Działacz Kultury”, za działalność kulturalną dla społeczności lokalnej. Dużo imprez i spotkań współorganizowało w bibliotece i współfinansowało Towarzystwo Miłośników Międzyzdrojów, dzięki wieloletniej dobrej współpracy. Czytelnictwo w obu okresach mojej pracy było masowe. Biliśmy wszelkie rekordy w tym zakresie, za co otrzymaliśmy szereg nagród i wyróżnień. Pamiętam nagrody za rozwój czytelnictwa w Międzyzdrojach, jak również za bardzo liczne czytelnictwo sezonowe w bibliotece, w tzw. punktach bibliotecznych i w stałej filii w DW Rybak. Czasy nie były kolorowe i radosne, nie każdy pisarz był mile widziany przez władze. Imprezy masowe były pod polityczną kontrolą, a w stanie wojennym większe imprezy zakazane. Nie było komputerów, łączność telefoniczna była tylko stacjonarna i nieliczna. To książka przenosiła nas w lepszy świat – baśni, fantazji, wolności, prawdy. Nic więc dziwnego, że właśnie w czytelni biblioteki w 1989r. zawiązał się i działał Komitet Obywatelski, jako trampolina do wolnego świata, znanego z literatury i etosu „Solidarności”. Kolory już przebijały przez szarość.

- Z jakimi trudnościami spotykała się pani w codziennej pracy?

- Okres mojej pracy w Bibliotece, to czas przełomów, transformacji, nie tylko politycznych. Od 1973 do 1984r. nie było miasta Międzyzdroje, tylko dzielnica o tej nazwie. Czytelnicy tego nie odczuli, ale pieniędzy brakowało, szczególnie na sprawy bytowe i podwyżki bardzo niskich uposażeń. Trochę poprawiły się finanse po 1985 r. Wciąż było za mało pracowników w stosunku do liczby czytelników. Najczęściej w bibliotece zatrudnione były 3-4 osoby łącznie ze mną (w tym jeden etat w filii, w DW Rybak). Czytelnicy często stali w kolejce. W sezonie naszym koszmarem było pobieranie kaucji i ich rozliczanie, często do późnych godzin. W okresie dłuższych urlopów macierzyńskich p. Teresy, do pracy w wypożyczalni dojeżdżała bibliotekarka ze Świnoujścia. Tylko p. Teresę i p. Anitę można było nazwać bibliotekarzami stałymi. Czwarty etat był zawsze płynny. Na krótko udało się zatrudnić do czytelni taką perełkę jak p. Hanna Boguszewska, a na umowę-zlecenie p. A. Lewandowską, która prowadziła kółko plastyczne. Pamiętam, jak trudno było wziąć choćby kilka dni urlopu w sezonie letnim. P. Teresa już dawno wybrała się po wieczną, zasłużoną nagrodę. Wszystkim współpracownikom z tamtych lat dziękuję za poświęcenie, częste nadgodziny bez dodatkowego wynagrodzenia, za pasję nie gasnącą w obliczu trudności, za wzajemne zrozumienie i pomoc. Obecnie władze miasta bardzo troszczą się o placówkę. Można powiedzieć, że nastała wymarzona przez dziesiątki lat bibliotekarska złota epoka. Jest swoboda twórczego działania. Bez ciągłego lęku o budżet, talent i praca mogą zabłysnąć, co właśnie się dzieje.

- Co uważa Pani za największe osiągnięcia w swojej pracy w bibliotece?

- Biblioteka w czasie mojej pracy tętniła życiem, na co składało się zarówno masowe czytelnictwo, które wymagało dobrej, indywidualnej obsługi w wypożyczalni i czytelni. Liczne imprezy pomagały uatrakcyjnić pracę biblioteki, rozsławić ją w środowisku. Uzyskane nagrody świadczą o dobrej ocenie tego, co biblioteka oferowała. Moim codziennym, największym osiągnięciem było takie prowadzenie spraw, żeby mimo trudności finansowych, a w ślad za tym kadrowych, biblioteka cały czas pracowała na najwyższych obrotach, merytorycznie i życzliwie służyła społeczności lokalnej. Wielu czytelników pamięta, jak wtedy było, więc chyba ich opinia jest wiarygodniejsza, niż moja. Trudno też ustalić, czy większym osiągnięciem jest codzienna, mrówcza, bibliotekarska praca, wykonywana zawsze z uśmiechem, czy fajerwerki imprez, czy może proporcja wydatków do uzyskanych efektów dotyczących czytelnictwa. Można przyjąć jeszcze inne mierniki sukcesów. Zapewne ile oceniających, tyle będzie zdań.

- Jaka jest Pani ukochana książka?

- Ukochanych książek mam dużo. Nie są to książki najbardziej poszukiwane w bibliotece. Zawsze była i jest Biblia, jako podstawa rozważań. Wracam wciąż do prozy i poezji ks. Jana Twardowskiego, wypatruję nowych wydań. Kocham wzruszającą książkę „Moje drzewko pomarańczowe” de Jose Mauro Vasconselosa.

- Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Joanna Ścigał

Archiwalna Strona