Archiwalna Strona Przez 40 lat z sercem i zaangażowaniem - Zbigniew Szczerbicki - Nieruchomości, działki, sprzedaż, imprezy Międzyzdroje

wstecz

strefa mieszkańca

strefa turysty

Przedstawiamy Państwu rozmowę ze Zbigniewem Szczerbickim, wieloletnim strażakiem Ochotniczej Straży Pożarnej w Lubinie, odznaczonym brązowym, srebrnym i złotym Krzyżem za Zasługi dla Pożarnictwa Zarządu Głównego w Szczecinie.

- Panie Zbigniewie, jest Pan najdłużej działającym czynnym strażakiem ochotnikiem w naszej gminie. Proszę powiedzieć czemu został Pan strażakiem?

- Już jako młody chłopak chciałem być strażakiem, być potrzebnym. To już 40 lat, a minęło jak 1 dzień. Urodziłem się w Tarnowie w województwie lubuskim. Przyjechałem do pracy do Międzyzdrojów w 1975 roku, poznałem żonę i zostałem. Do OSP wciągnęli mnie koledzy.

- Jak wygląda praca strażaka- ochotnika?

- Akcje, do których się wyjeżdża są bardzo różne - od ratowania kota po najpoważniejsze wypadki. Co innego jest pojechać w lżejsze pożary – np. pożar pola, a zupełnie czymś innym jest wyjazd do wypadku, takiego, jak wypadek, w którym zginęła 4-osobowa rodzina. Takich rzeczy się nie zapomina. Nie każdy się nadaje do bycia strażakiem. Trzeba mieć sporo sprytu, ale i siły, bo akcje ratunkowe wymagają posługiwania się różnym sprzętem. Strażak musi być zdrowy i sprawny fizycznie. Praca strażaka to praca zespołowa, trzeba podporządkować się poleceniom dowódcy. Wymaga to też utrzymania porządku i dyscypliny. Podczas akcji pomimo trudnych warunków praca musi być na tyle bezpieczna, żeby nie pogorszyć sprawy lub stanu osoby, która jest ratowana. A trzeba wiedzieć, że jest odpowiedzialność karna za złe udzielenie pomocy.

- Proszę opowiedzieć o tym, w jaki sposób zorganizowana jest Straż Ochotnicza w naszej gminie? Jak wyglądało to w przeszłości?

- Początki Ochotniczej Straży Pożarnej u nas to samochód Żuk - raz się wyjechało, a tydzień remontowało. Sprzęt był gorszy, ale ludzi było więcej. Młodym osobom chciało się angażować. Widzę w otoczeniu młodych ludzi, których namawiam, żeby przyszli do straży, ale nie chcą. Byłem prezesem OSP w Lubinie przez około 20 lat. Przekazałem tę funkcję młodszym. Dawniej podlegaliśmy straży zawodowej, która przekształciła się w państwową. Dziś dysponujemy takim sprzętem, że nie różnimy się od straży państwowej. Były takie czasy, gdy pojawiły się pomysły o likwidacji straży ochotniczej, że jest niepotrzebna. Takie opinie wynikają z braku wiedzy. Ale gdy zdarzają się sytuacje kryzysowe, woda zaleje mieszkanie lub inne, okazuje się, że straż ochotnicza jest niezbędna. Często my jesteśmy jako pierwsi na miejscu wypadku. Musimy na siebie nawzajem liczyć, polegać na sobie.
To jaka jest sytuacja w OSP zależy od ludzi. Obecnie jest około 16 strażaków ochotników. Państwowe Straże Pożarne są zdziesiątkowane, jest bardzo mało personelu. Ciężko się dostać do straży pożarnej. Teraz osoba, która chce zostać strażakiem musi przejść kurs, musi zobaczyć jak to wygląda od środka. Musi być ubezpieczona. Cieszyłem się z planu rozbudowy budynku, szkoda, że nie dojdzie to do skutku. Obecny budynek OSP w Lubinie jest w bardzo złym stanie. Wiem, że jest przygotowywany nowy projekt rozbudowy, jest to bardzo potrzebne.

- Jak jest finansowana Ochotnicza Straż Pożarna ?

- Utrzymaniem straży ochotniczej zajmuje się gmina. Problemem jest brak środków finansowych, a one są potrzebne na najdrobniejsze rzeczy. Samochody strażackie mają ponad 30 lat, przydałyby się nowe. Roczny budżet straży to około 20 tysięcy, na mundury, ubezpieczenie. Sprzęt pożarniczy jest bardzo drogi. Środki na OSP są niewystarczające. Środki finansowe przeznaczane są na sprzęt, na mundury, paliwo do samochodów. Trzeba zdać sobie sprawę, że po przyjeździe z pożaru trzeba uzupełnić sprzęt, bo nigdy nie wiadomo kiedy będzie kolejny wyjazd. Duże wsparcie finansowe OSP w Lubinie mieliśmy podczas kadencji burmistrza Stanisława Sapały.

- Jak zorganizowana jest akcja ratunkowa?

- Kiedyś był jeden telefon na wsi u sołtysa. Zanim on powiadomił mnie, a ja resztę chłopaków, uciekał cenny czas. Gdy nastąpiła telefonizacja było lżej. Dostajemy sms ze stanowiska kierowania w Kamieniu Pomorskim, dostaje go każdy strażak. Włączana jest także syrena. Obsługujemy teren powiatu, ale nie tylko. Jeśli jest pożar w Wolinie, to też jedziemy np. jako pomoc.

- Co robi Pan w wolnym czasie?

- Obecnie jestem na emeryturze, pracuję jako kierowca w Komunikacji Miejskiej w Świnoujściu. A w wolnym czasie gram na akordeonie. Kiedyś do sąsiadów moich rodziców przyjechali Rosjanie, przywieźli ,,guzikówkę”. Najpierw uczył się młodszy brat, potem zacząłem uczyć się ja. Mam bardzo dobry słuch, ojciec kupił mi polski akordeon, miał klawiaturę, to było zupełnie inne granie. Miałem dobrą sytuację, gdy chodziłem do szkoły podstawowej. Był w niej nauczyciel muzyki, on uczył mnie gry od podstaw, od pierwszego dźwięku. Gdy zacząłem jeździć do szkoły do Gorzowa, rozpocząłem naukę w ognisku muzycznym, nauczyłem się czytania nut. Grałem na saksofonie, organach. Komponowałem też piosenki - teraz już się tym nie zajmuję. Grałem w zespołach Fale i Bryza, gram na ślubach.
Graniu trzeba poświęcić bardzo dużo czasu, ćwiczyłem po kilka godzin dziennie. Codziennie. Gdy dopadnie mnie chandra, grywam sam w domu. We wszystko co się robi w życiu trzeba się zaangażować. Czy to gra na akordeonie, czy pożarnictwo.

- Uprzejmie dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Joanna Ścigała
Referat Promocji i Współpracy z Zagranicą

Archiwalna Strona