Archiwalna Strona Nić porozumienia – Tomasz Kozłowski - Nieruchomości, działki, sprzedaż, imprezy Międzyzdroje

wstecz

strefa mieszkańca

strefa turysty

Tomasz Kozłowski, trener i wice prezes Klubu Biegacza Sporting. Od ponad 20 lat trener biegaczy długodystansowych. Jego podopieczny Artur Kozłowski zdobył tytuł mistrza Polski w maratonie i tym samym uzyskał kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich w Rio.

- Jest Pan pierwszym i jedynym jak dotychczas trenerem biegaczy z województwa zachodniopomorskiego, który ma szansę pojechać na igrzyska olimpijskie jako trener.

- Jestem w szerokim składzie trenerskim kandydatów do wyjazdu na olimpiadę w Rio. Złożyłem wszystkie niezbędne dokumenty akredytacyjne do PKOL-u, a skład trenerów zostanie ogłoszony w lipcu przez Zarząd PZLA.

O ile skład zawodników jest jasny - jedzie ten zawodnik, który uzyska minimum olimpijskie, o tyle skład trenerów jest ograniczony. Każdy z zawodników ma przecież swojego trenera, a wszyscy nie mogą pojechać. Mam jednak nadzieję, że mi się uda, ponieważ sprawuję pieczę nad przygotowaniami do startu w Igrzyskach także dla Henryka Szosta, najlepszego polskiego maratończyka, rekordzistę Polski (czas 2:07.39).

Henryk ma wprawdzie swojego trenera, ale to mnie zaproponował w PZLA jako swojego koordynatora treningowego. To dla mnie ogromna satysfakcja i wyróżnienie, że mam „pod opieką trenerską” dwóch olimpijczyków i mogę przyczynić się do ich sukcesów.

- Proszę o kilka szczegółów, jak przygotowuje Pan zawodników do olimpiady?

- Opracowałem już całą koncepcję przygotowań do startu w olimpijskim maratonie. Układając plan treningowy biorę pod uwagę bardzo wiele czynników, które składają się na optymalną formę zawodnika np. klimat jaki jest w Rio.

Panuje tam bardzo duża wilgotność, zatem w planowaniu zgrupowania należy wziąć pod uwagę taki rejon, który klimatycznie będzie dostosowany, by zminimalizować skutki dla organizmu, by optymalnie wstrzelić się z formą zawodnika na igrzyska. Opracowane plany treningowe przesłałem do sztabu szkoleniowego PZLA, gdzie zostają poddane konsultacjom. Zaakceptowane plany, mogą być realizowane przez zawodnika i trenera.

- To musi być ogromna satysfakcja dla trenera mieć podopiecznych, którzy zdobywają medale na prestiżowych imprezach sportowych?

- Tak, to ogromna frajda, duma i spełnienie w roli trenerskiej. Kiedyś na zgrupowaniu zawodnicy policzyli, że razem zdobyli pod moim okiem ponad 100 medali Mistrzostw Polski! Miałem pod opieką wielu zawodników, tylko w Sportingu m.in. Radosława Kłeczka - mistrza Polski seniorów w biegu na 5 km i Rafała Wójcika, dwukrotnego mistrza i wicemistrza Polski w biegach maratońskich.

Przez wiele lat byłem trenerem reprezentacji Polski w biegach długodystansowych. Zaczynałem jako trener kadry młodzieżowców. Tam właśnie poznałem Artura Kozłowskiego, który zaczynał swoją karierę. Współpracujemy już ponad 10 lat. Artur w swojej dotychczasowej karierze zdobył 31 medali MP!

- Czy istnieje jakiś złoty środek na współpracę pomiędzy zawodnikiem a trenerem, aby ten zamierzony cel osiągnąć?

- Pomiędzy zawodnikiem, a jego trenerem musi być nić porozumienia i wspólne zaufanie. Nie przebywam stale z Arturem, ponieważ on mieszka w Sieradzu, lecz codziennie konsultujemy się telefonicznie. Wyznaję zasadę, że zaufanie i wzajemne zrozumienie pomiędzy trenerem i zawodnikiem jest koniecznym oraz niezbędnym elementem by osiągnąć zamierzony cel sportowy.

Przez lata współpracy i częstych rozmów uświadamiałem zawodników, jak dużą rolę w końcowych sukcesach oprócz treningu stanowią inne czynniki życia poza sportowego. Niedyspozycję zawodnika na treningu można zauważyć, a odzwierciedleniem tego są uzyskiwane czasy jakie osiąga. Kiedy jestem na zgrupowaniu staram się w pełni pomóc zawodnikowi w procesie treningowym.

Biegamy wspólnie lub jeżdżę na rowerze z bidonami, aby uzupełnił płyny w organizmie, prowadzę streching, kontroluję prędkości przebiegniętych odcinków. Obecność trenera jest niezbędna, to głównie on motywuje do ciężkiej pracy zawodnika w kryzysowych momentach lub stanach zwątpienia.

- Jest Pan uznanym w środowisku sportowym trenerem długodystansowym, jak rozpoczynał Pan swoją karierę trenerską?

- Po latach biegania, najpierw zrobiłem we Wrocławiu kurs instruktorski. W późniejszym okresie swojej edukacji trenerskiej uzyskałem tytuł trenera PZLA. Będąc jeszcze zawodnikiem Wojskowego Klubu Sportowego „Oleśniczanka” współpracowałem już min. z: Leszkiem Bebło - dwukrotny olimpijczyk w biegu maratońskim, multi medalista MP, Mirkiem Plawgo- mistrz Polski w maratonie, Krzysztofem Bałdygą - wielokrotny Mistrz Polski w biegu na 5 i 10km.

Śmiałem się, że byłem w tamtym okresie czasu trenerem „drugiego planu”, bo oficjalnie nie figurowałem jako ich trener, choć każdy w środowisku wiedział, że to ja merytorycznie i fizycznie ustawiałem ich treningi. Na swój wizerunek trenerski zacząłem pracować już po przeprowadzce do Międzyzdrojów i dzięki współpracy z B. Mamińskim. Nigdy specjalnie nie zabiegałem o zawodników. To oni starali się dotrzeć do mnie. Warsztatem trenerskim zajmuję się już ponad 20 lat. W środowisku biegaczy wyczynowych jestem znany i poważany, choć specjalnie się z tym nie obnoszę.

- Był Pan również zawodnikiem, biegaczem długodystansowym. Skąd zainteresowanie bieganiem?

- Trenerzy w Elblągu, skąd pochodzę, namówili mnie na trenowanie biegów. Pamiętam swój pierwszy sukces ogólnopolski, gdy w wieku 17 lat zwyciężyłem w „Biegu Życia Warszawy” na dystansie 3km , rozgrywanym w ramach memoriału J. Kusocińskiego. Tam też zauważył mnie trener biegaczy kadry Polski Wiesław Kiryk i zaproponował kontynuację kariery w WKS „Oleśniczanka” w Oleśnicy koło Wrocławia.

Na owe czasy był to najbardziej profesjonalny klub dla biegaczy i marzeniem każdego zawodnika było w nim trenować. Moja kariera biegowa rozpoczynała się od biegów średnich, biegałem przełaje, dystans 5 i 10 km, na których zdobywałem kilkakrotnie medale MP. Z wiekiem przedłużałem dystans aż do maratonu. Przebiegłem ich około 15 w całej Europie.

Były to lata 90-te, kiedy bieganie nie było jeszcze tak modne jak dzisiaj. Największe osiągnięcia to dwukrotne 2. miejsce w maratonie w Bonn i Dusseldorfie, 5. miejsce w Belgradzie i 6. miejsce w Wiedniu. Mój rekord życiowy to 2:14.13. i jak na tamte lata był to całkiem niezły wynik. Zapewne mogłem osiągać jeszcze wartościowsze wyniki. Niestety choroba pokrzyżowała plany. W wieku 19 lat zachorowałem na odrę, której powikłania spowodowały znaczne ograniczenia wydolności mojego organizmu względem wytrzymałości.

- Czy rodzina podziela Pana pasje sportowe i trenerskie?

- Mój 8-letni syn Szymon trenuje taniec i piłkę nożną. Ale widzę w nim potencjał przyszłego biegacza i powtarzam żonie, że Szymon ma „kenijską łydkę”. Na razie nie narzucam mu biegania, niech ćwiczy to co lubi na dzisiaj, byle by był aktywny i sprawny fizycznie. Żona Czesława amatorsko biega. Rywalizowała już kilkakrotnie na dystansach 5 i 10 km. Ja pomagam przy organizacji biegów, a żona w nich uczestniczy. Tworzymy sportową rodzinę. Żona jest bardzo tolerancyjna i rozumie mnie widząc, jak wiele czasu poświęcam na życie trenerskie i sportowe.

- Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za nominację do Rio.

Rozmawiała: Anetta Czyżak

Archiwalna Strona