Archiwalna Strona "Każdy dzień jest w życiu ważny" - Ewa Trot - Nieruchomości, działki, sprzedaż, imprezy Międzyzdroje

wstecz

strefa mieszkańca

strefa turysty

Przedstawiamy Państwu rozmowę z radną VII kadencji Ewą Trott

- Jakie są Pani wrażenia jako radnej po roku od zaprzysiężenia?

- Dużo słyszałam na temat pracy w samorządzie jeszcze zanim zostałam radną. Uczestniczy- łam w posiedzeniu komisji pomagając osobie, która miała problemy. Na podstawie tej wiedzy wydawało mi się, że radnym jest dużo łatwiej zrealizować pewne sprawy.

Jestem członkiem Komisji Społecznej, staram się podchodzić do tej pracy obiektywnie, uczciwie oceniać sytuację, a nie ludzi, których ona dotyczy. Niektóre sytuacje są bardzo stresujące, nie łatwo o nich zapomnieć. Jest dużo sytuacji, w których podjęcie decyzji - tak, aby kogoś nie skrzywdzić, aby traktować ludzi sprawiedliwie, nie wyróżniać - jest trudne.

W naszym społeczeństwie jest duża liczba osób, które nie potrafią sobie poradzić, są bezradne, nie znają przepisów. Pomoc im to zarówno kwestia i prawa i przepisów, jak i podejścia ludzi. Czasami widzi się po prostu brak dobrej woli.

- Czy jest Pani rodowitą Międzyzdrojanką?

- Tak, urodziłam się w Międzyzdrojach w 1962 roku. Mój mąż jest również osobą urodzoną w Międzyzdrojach. Moi rodzice Grzegorz i Janina Bajroszewscy poznali się w Międzyzdrojach i tu mieszkają do dziś. Mama pochodzi z Wielkopolski a tata ze wschodu. Niedawno obchodzili złote gody.

- Jak wspomina Pani dzieciństwo w Międzyzdrojach?

- To były piękne czasy, piękne Międzyzdroje, które były spokojniejsze. Myślę, że było więcej radości i życzliwości wśród ludzi. Całe swoje życie mieszkałam i mieszkam na ul. Plażowej i tam spędzałam swoje dzieciństwo. Z koleżankami i kolegami z tamtego okresu spotykam się do dziś, często wspominamy nasze zabawy. Mam młodszego brata Konstantego. Jego rodzina mieszka w Międzyzdrojach.

- Proszę opowiedzieć o okresie nauki, zainteresowaniach.

- Moją pierwszą wychowawczynią w Szkole Podstawowej była pani Janina Tutak, cudowna kobieta. Moimi nauczycielami byli min.: pan Majewski, Jerzy Gaj - przyjaciel domu, Iza Szewczuk. W Szkole Podstawowej byłam wiceprzewodniczącą samorządu szkolnego, zawsze lubiłam działać.

Byłam aktywna sportowo, najpierw była to lekkoatletyka, potem długo piłka siatkowa. Pamiętam, że jako dziecko chciałam być dentystką i u mamy w pracy leczyłam… parapety, które miały odpryski. Całe dzieciństwo leczyłam miśki, lalki. Wybór szkoły pielęgniarskiej był świadomy. Wyjechałam do liceum do Goleniowa. Szkołę wspominam dobrze, szczególnie koleżanki, z którymi mieszkałam w internacie. 

- Droga zawodowa była więc wytyczona.

- Skończyłam szkołę w czerwcu 1983 roku i w tym samym miesiącu rozpoczęłam pierwszą pracę w 109 Szpitalu Wojskowym w Szczecinie na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Moim celem było poznanie tajników pracy pielęgniarki od tej najtrudniejszej strony.

Chciałam się dużo nauczyć. Zostałam pielęgniarką anestezjologiczną, następnie dr W. Słomiński, ówczesny ordynator Oddziału Chirurgicznego tego samego szpitala, zaproponował mi pracę instrumentariuszki na sali operacyjnej. Praca była intensywna, w tamtym czasie odbywało się bardzo dużo operacji.

W tej pracy kontakt z pacjentem jest bardzo niewielki, jednak rola instrumentariuszki jest bardzo ważna. Ta praca wymaga dyscypliny, skupienia, podzielności uwagi. Bardzo lubiłam swoją pracę, dużo się w niej nauczyłam. Po powrocie do Międzyzdrojów pracowałam w ośrodku MSW jako pracownik kulturalno – oświatowy, następnie wróciłam do zawodu pielęgniarki.

Od tamtego czasu rozpoczął się etap pracy pielęgniarki w ośrodku, bardziej związany z kontaktem z ludźmi. Był to oddział późnej rehabilitacji kardiologicznej. Niestety ośrodek MSW został zamknięty. Znalazłam inną pracę, pracowałam w międzyzdrojskiej słynnej ,,Lagunie” jako barmanka i recepcjonistka.

W mojej zawodowej karierze była też praca sekretarki w Komisariacie Policji w Międzyzdrojach, przez pewien czas pełniłam także obowiązki komendanta komisariatu. Odnowiłam prawo wykonywania zawodu, zrobiłam kurs fizykoterapii i do dziś pracuję jako pielęgniarka w WDW. 

- Proszę nam opowiedzieć o swojej rodzinie.

- Z pierwszego małżeństwa mam córkę Darię, która w lutym skończy 30 lat. Córka mieszka z rodziną w Opolu, mam od niej 2 cudownych wnucząt – Tosię i Jana. Młodsza córka Patrycja ma 21 lat, dała mi wnuczkę Julkę, mieszkają z nami, więc córka ma to szczęście, że ma nas na co dzień.

Długo nie mogłam się doczekać wnuków, dają mi mnóstwo radości, choć ciężko podzielić uczucia kiedy cała trójka jest u mnie. Z córkami mamy podobne charaktery, dlatego nie obywa się bez sporów. Na swoim mężu mogę zawsze polegać, nigdy mnie nie zawiódł. Zapewnia mi poczucie bezpieczeństwa.

Jesteśmy małżeństwem od 20 lat i przyznam, że wciąż jestem w nim zakochana. Myślę, że ważne jest wzajemne, szczere poznanie swoich zalet i wad. Oczywiście, że nie zawsze jest idealnie. Gdy wystąpią konflikty obrażam się tylko na chwilę, ale umiem przyznać się do błędu, umiem przeprosić.

Każdy z nas ma swoje sposoby na rozwiązywanie konfliktów. Uwielbiam podróżować z moim mężem, wyjeżdżać daleko i blisko, każdy spędzony wspólnie dzień jest ważny. Wspólnie oglądamy sport. Najwięcej nieporozumień – jeśli występowały – było na temat wychowania dzieci. Mąż jest osobą stanowczą i konsekwentną, ja niestety nie. 

- Co jako radna chciałaby Pani zmienić w mieście, na co zwraca szczególną uwagę?

- Startując do wyborów mówiłam o konieczności utworzenia w mieście punktu medycznego. Miejscowość turystyczna nie może zostawić swoich gości bez podstawowej opieki medycznej, w dniach wolnych turyści szukają miejsca, w którym mogliby otrzymać zastrzyk. Potrzebna jest mieszkańcom także baza zabiegowa, aby nie musieli jeździć do Wolina czy Kamienia Pomorskiego.

Do tych pomysłów przekonani są także niektórzy moi koledzy radni. Mam nadzieję, że uda się coś zmienić w tym zakresie. Ważna jest również sprawa uporządkowania przestrzeni w mieście. Uważam, że należy skończyć z budową wysokich apartamentowców. Dobrze aby pojawił się architekt, który uporządkuje nie tylko przestrzeń, ale elewacje budynków, które teraz są mało atrakcyjne. Warto byłoby je ujednolicić.

Zauważam, że nie wszyscy ludzie przyjeżdżający do nas idą na plażę, dużo ludzi - szczególnie z małymi dziećmi lub osoby starsze - korzysta z trawników przy promenadzie, wypoczywają na kocach, bawią się, grają. Dlatego jestem zwolennikiem tworzenia terenów rekreacyjnych, zielonych, np.: zachowanie zielonej promenady zachodniej.

Wśród osób, które kupiły budynki np.: pofunduszowskie zauważyć można brak dbania o czystość otoczenia. Zamieniają je często w wysypiska śmieci, które nie mają dobrego wpływu na estetyczny wygląd miasta. Ważna jest kontynuacja remontów dróg, uporządkowanie promenady, dbałość o fontanny. Niewystarczająca jest - w mojej opinii - dodatkowa mała infrastruktura: ławki, kosze na śmieci. Ale będę się o to starać.

- Uprzejmie dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Joanna Ścigała  

Archiwalna Strona